piątek, 27 lipca 2012

Jura 2012




Ostatni sezon z Olgą w przyczepce musi być wyjątkowy... dlatego tydzień w Jurze krakowsko-częstochowskiej spędziliśmy w wyjątkowym gronie.... gościnnie jechał z nami Tato :)


poniedziałek       09.07.2012 r.
Gdynia - Wydminy - Olecko - Suwałki  [88 km]

Od początku było nietypowo: wyjechaliśmy tylko we dwoje, ja i Filip, w poniedziałek rano z Gdyni, by wieczorem wjechać do Suwałk we czwórkę: Olga, tato i my.
Od kilku dni Olga przebywała u dziadków na wakacjach - musieliśmy więc po nią pojechać.

 

Wyjazd z Gdyni 04:28!!!! Ledwo wstaliśmy na pociąg o tej porze... ale około południa byliśmy w Wydminach, skąd 35 km do Olecka - a tam czekał na nas fantastyczny obiad, m.in. babka ziemniaczana.
Po krótkiej drzemce, przepakowaniu sakw pod kontem czterech osób ruszyliśmy do Suwałk, bowiem jutro o 04.54 mamy pociąg do Krakowa.

wtorek           10.07.2012 r.
Suwałki - Kraków  [18 km]


Spaliśmy u mojej bardzo dobrej znajomej - spaliśmy to za dużo powiedziane, bo noc trwała, bynajmniej dla mnie, niecałe 2 godziny (nie mogłyśmy się nagadać). Rano przez budzące się dopiero ze snu Suwałki udaliśmy się na dworzec.


W Białymstoku mieliśmy przesiadkę do Krakowa. Na miejscu byliśmy po 13. Duszno było. Nieprzespana noc, bardzo wysoka temperatura - ciężko się jechało.


Kraków cudowny. I jak dostosowany do jazdy rowerem!!! Takich ścieżek nie widzieliśmy w żadnym polskim mieście. Sam zjazd z peronu prosto na ścieżkę. Oczywiście w centrum każda ulica z oddzielnym pasem dla jednośladów, ale na obrzeżach nie jest gorzej, bo jak nie ma ścieżki, to zawsze znak ostrzegawczy dla kierowców i niesamowita tolerancja wśród kierowców.



W Krakowie obowiązkowo odsłuchaliśmy hejnału, odwiedziliśmy smoka wawelskiego, zrobiliśmy zakupy w sukiennicach, posiedzieliśmy na rynku.


Spaliśmy w schronisku na Grochowej. Wieczorem poszliśmy nad pobliski zalew - Olga nie byłaby sobą, gdyby z moczenia nóg nie zrobiła kąpieli.

 

środa    11.07.2012 r.
Kraków - Łazy  [52 km]


Pojechaliśmy na Łagiewniki, gdzie spędziliśmy trochę czasu.




Stamtąd już prosto to Jury! Tylko "to prosto" to jakieś 25 km. Niesamowite było to, że kiedy znaleźliśmy się w okolicy Kopca Kościuszki, podjechał do nas Pan Rowerzysta, z którym wczoraj wzdłuż Wisły przejechaliśmy kilka dobrych kilometrów.


 No i ten zapalony rowerzysta wywiózł nas swoimi ścieżkami z miasta pokazując jeszcze co nieco - był naprawdę niesamowity. Gdyby nie on, pewnie sam wyjazd zająłby nam dużo więcej czasu.


Kiedy tylko wyjechaliśmy z miasta zaczęło błyskać i padać. Skorzystaliśmy z tej sytuacji i w czasie, kiedy burza szalała nad nami, my ze smakiem zajadaliśmy włoską pizzę, obserwując zbliżające się do lądowania samoloty na lotnisku Balice.


Z pełnymi brzuchami i już na rześkim powietrzu - po burzy - udaliśmy się w stronę Doliny Będkowskiej. Widoki super.

 

Około 21 dotarliśmy na miejsce - śpimy w Łazach. Przejazd przez Dolinę bardzo nam odpowiadał, ale wyjazd z niej był zabójczy.... dosłownie!



czwartek    12.07.2012 r.
Łazy - Domaniewice   [52 km]

Postanowiliśmy nigdzie się nie spieszyć - więc wyspani, powolutku zebraliśmy się i po przejechaniu 2 km zrobiliśmy przerwę - ale tylko dlatego, że zaczęło padać, tak nagle i dość mocno, ale na szczęście równie nagle przestało.


Początkowo udaliśmy się do Ojcowa.

 


 

Tam ruiny zamku, pstrąg "pod nietoperzem", kaplica na wodzie.

 

Potem Piaskowa Skała.


A później zmieniliśmy nieco trasę.

 

 Nie jechaliśmy przez Olkusz, ale przez Wolbrom do Domaniewic, gdzie mieliśmy kolejny nocleg.


Akurat na sam koniec - dosłownie ostatnie 2 km - złapał nas deszcz.
Pięknie tutaj. Skałki i górki - kręcąc naprawdę to się czuje.

 

piątek     13.07.2012 r.
Domaniewice - Rzędkowice   [40 km]

Rano ten sam scenariusz - bez pośpiechu. Pogoda sprzyjająca, żadnego deszczu, żadnego upału.

 

Kierowaliśmy się na Ogrodzieniec.

 

Drugie śniadanie zjedliśmy w Ryczowie. A potem bardzo długa przerwa w Podzamczu.


Zamek bardzo ładnie położony i robi wrażenie - ale niestety cały ten "kolorowy jarmark" dookoła psuje klimat.

 

Z Podzamcza kierowaliśmy się na Rzędkowice, jechaliśmy pobocznymi drogami, więc nieco czasu nam to zajęło.


A kiedy wjechaliśmy do Rzędkowic zaczęło padać - deszcz w Jurze jakoś tak przyjaźnie nas traktuje.


sobota    14.07.2012 r.
Rzędkowice - Złoty Potok    [34 km]


Rano wydawało się, że jest zimno i będzie padało cały dzień. Jednak zanim wyjechaliśmy, rozpogodziło się. Sam wyjazd nieco się przedłużał - Filip musiał naprawić moje przerzutki.


Rozregulowały się i najlżejsza nie działała, a bez niej wyjątkowo ciężkie były podjazdy!



Zajechaliśmy do Bobolic i Mirowa - kolejne zamki.




Ten w Bobolicach bardzo ładny, ale z daleka, z bliska zbyt wycackany. A poza tym trzeba uważać na duchy.

 

Z Mirowa kierowaliśmy się na Niegową, a stamtąd na Złoty Potok.

 

Droga świetna, przez cudowny las - aczkolwiek pełen "ślepaków", zaatakowały nas wszystkich bardzo zaciekle!


niedziela     15.07.2012 r.
Złoty Potok - Częstochowa   [41 km]
  
Złoty Potok opuściliśmy z pewną ulgą - nocleg nie należał do najlepszych.




Kierowaliśmy się na Siedlec, Krasawę - droga bardzo fajna, choć nawierzchnia średnio nadawała się na nasze opony.

 

W Zrębicach zrobiliśmy przerwę na lody, a potem czarnym szlakiem przez las do Olsztyna. Szlak ciekawy, ale dość ciężko jechało się, bo miejscami niezła piaskownica.

 

Olsztyn - tam są chyba najładniejsze ruiny zamku. Spędziliśmy spoko czasu siedząc na skałkach i podziwiając widoki, bo było na co patrzeć. Poza tym nie spieszyło się - cel podróży, Częstochowa na wyciągnięcie ręki.

 

Pan, u którego zostawiliśmy rowery, by ich nie ciągnąć na górę (sam nam zaproponował), polecił obiad w Zaciszu. Zjedliśmy więc domowy - dosłownie - niedzielny obiad, był nawet kompot :)

 

A potem już właściwie cały czas z górki jechaliśmy do Częstochowy, która w ogóle nas nie zachwyciła. Jedynie okolice Jasnej Góry czyściutkie i bardzo ładne.

 

poniedziałek    16.07.2012 r.
Częstochowa - Gdynia    [14 km]

Cóż wszystko co piękne kiedyś się kończy. Rano, wyspani i czyści udaliśmy się na dworzec i po 10 godzinach jazdy pociągiem byliśmy w Gdyni.


Sama podróż powrotna przebiegała bardzo spokojnie -  bez przesiadek i bez tłumu. Można powiedzieć, że jakoś powoli, ale na szczęście widać zmiany na lepsze, jeśli chodzi o podróżowanie z rowerami polskimi kolejami :)



Wyświetl większą mapę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz