piątek, 6 grudnia 2013

Olandia 2013

 


No i nadszedł czas na nieuniknioną zmianę sposobu podróżowania... 

Skład: Olga, Ania, Filip, dwa rowery i przyczepka to już przeszłość.

 Zaczynamy kolejny rozdział bike'owych opowieści: 

Olga, Ania, Filip i trzy rowery :)

 

 

Jak się okazało, żeby zaszczepić w dziecku miłość do dwóch kółek, wystarczy na początek wozić je w przyczepce, a potem zabrać na przejażdżkę po pięknych szlakach rowerowych, np. w Szwecji...

7-letnia Olga przez dwa tygodnie przejechała 600 km! Aż trudno uwierzyć, że dokonała tego z uśmiechem na twarzy...  

 

 

06.08.2013 r., wtorek               Gdynia           4 km

O 21.00 mieliśmy prom do Karlskrony (Stena Line Vision). Na co dzień mijamy przystań bez jakichś większych emocji, ale dzisiaj było inaczej. Żeby dostać się na pokład, musieliśmy wjechać tą samą drogą, co setki tirów.

 

 

Wyjazd z domu okazał się dość trudny, ponieważ byliśmy bardzo załadowani. W tym roku zabraliśmy ze sobą przyczepkę bagażową, w którą zapakowaliśmy duży zapas żywności. Po pierwsze z powodu "nieco" innego przelicznika cenowego w Szwecji (ceny dwu-, a nawet trzykrotnie wyższe, niż w Polsce). Po drugie - poza sklepami w większych miejscowościach - dość kiepsko z możliwością nabycia czegokolwiek do jedzenia. 

Tym razem nie padało (jak co roku, kiedy wyjeżdżamy), a było upalnie. Być może odmienna aura wynikała z odmiennej formy podróżowania... 

 

 

Wjechaliśmy na prom niemal na samym końcu. Trzeba jednak przyznać, że organizacja bardzo dobra. Pomimo dużego ruchu, było naprawdę bezpiecznie.

 

 

Sam prom bardzo fajny. Bez problemu można znaleźć sobie zajęcie - od disco i sauny poprzez zakupy oraz jedzenie do siedzenia na górnym pokładzie i patrzenia w morze.

 

 

Olga też miała, gdzie się bawić, bowiem dla dzieci również są różnego rodzaju atrakcje. Podróż minęła bardzo spokojnie i szybko.

 

 

Nim się obejrzeliśmy, usłyszeliśmy komunikat po szwedzku: "för en och en halv timme kommer vi att vara i Karlskrona" (mniej więcej) [tłumaczenie: za półtorej godziny będziemy w Karlskronie].

 

 

07.08.2013 r., środa                  Karlskrona - Torsnäs               36 km

Szwecja przywitała nas zachmurzonym niebem. Pojechaliśmy do centrum (11 km) Karlskrony bardzo ładnie położoną ścieżką rowerową. 

 

 

Rozpogodziło się, więc pokrążyliśmy po okolicy. Bardzo ładnie tam. A rowerem jest gdzie jeździć, mnóstwo ścieżek dookoła.

 

 

W Karlskronie do naszej ekipy dołączył Oland - miły, przytulny łoś.

 

 

Wyjeżdżając z miasta kierowaliśmy się na Jämjö (zielony szlak). Co prawda nie jest to najkrótsza droga do Kalmaru, do którego zmierzamy, ale zapowiadała się ładnie. Poza tym zależało nam, aby ze względu na Olgę jechać szlakiem. Dzięki temu jest bezpiecznie, bo albo w ogóle nie ma aut, albo jest ich niewiele. 

 

 

Rozbiliśmy się w pięknym miejscu, na końcu cypla w Torsnäs. 

 

 

Oprócz nas spały tam owce, ale miejsca było tak dużo, że nie wchodziliśmy sobie w paradę. No może raz... Olga z Filipem, jadąc do wsi po wodę (w Szwecji woda z kranu nadaje się do picia, więc zawsze braliśmy od ludzi), nieco zakłócili czworonożnym mieszkańcom spokój, w związku z czym zostali otoczeni przez całe stado i musieli uciekać na rowerach... :))

 

 

 

Niesamowity spokój i cisza - tylko odgłosy natury, owce, świerszcze i koncert ptaków (które to bez skrępowania pozostawiały ślady swojej obecności na naszym namiocie).

 

 

   

08.08.2013 r., czwartek           Torsnäs -  Kristianopel             31 km

Całą noc padało. Niestety rano i w południe też. Siedzieliśmy w namiocie do godziny 16, kiedy to nieco się przejaśniło.

 

 

Około 17 postanowiliśmy, że pomimo późnej pory, ruszymy z miejsca. 

 

 

Droga była bardzo ładna. Kawałek jechaliśmy ścieżką, a potem szlak prowadził przez łąki, lasy, pola...czasami mało uczęszczaną drogą. Auta zawsze zwalniały, więc jechaliśmy z Olgą bez obaw.

 

 

W okolicy Klakebäck mijał nas rowerem bardzo sympatyczny pan. Zagadał nas, więc kawałek jechaliśmy wspólnie, a w kilkanaście minut później zostaliśmy u niego na noc. 

 

 

Spaliśmy w domku dla gości. Niesamowite, ile przestrzeni mają Szwedzi wokół domu. Wszystko takie czyste, zadbane i dopieszczone. 

 

 

09.08.2013 r., piątek                 Kristianopel - Kolboda              51 km          

Dzisiaj przywitała nas dużo lepsza aura i zapowiadał się słoneczny dzień. 

 

 

Skorzystaliśmy z tego i pojechaliśmy na plażę do Kristianopel. Poleniuchowaliśmy tam trochę.

 

 

  

Cały czas jechaliśmy szlakiem Cykelspäret. W Bröms zajechaliśmy do tutejszego "sklepu" po pomidory i maliny. Sklepiki tego rodzaju zrobiły na nas bardzo duże wrażenie. Otóż to pewnego rodzaju wystawka z różnymi produktami, na ogól są to warzywa lub przetwory własnej produkcji, obok których leży cennik i skarbonka. Nikt tego nie pilnuje. Po prostu kupujesz sam - bierzesz czego potrzebujesz i zostawiasz pieniądze. Nie do pomyślenia w Polsce, niestety...

 

 

Kierowaliśmy się do Bergkvara i niestety szlak prowadził przez 1-2 km główną drogą E22. Dość duży ruch. Bergkvara ślicznie położona. 

 

 

Stamtąd szlakiem Slöjdleden dobiliśmy do starej drogi prowadzącej do Kalmaru. 

 

 

Rozbiliśmy się w Kolboda w małej przystani jachtowej. Bardzo ładne miejsce, tuż przy trzcinach, w których mieszkało chyba z tysiąc ptaków. Cudownie było zasypiać, słuchając ich odgłosów.

 

10.08.2013 r., sobota                Kolboda - Möllstorp                    41 km

 

 

Bardzo ładnie położonym szlakiem dojechaliśmy do Kalmaru. W mieście i okolicy mnóstwo ścieżek rowerowych, bardzo czytelnych, więc nie było mowy o tym, żeby się zgubić. W ogóle wszystkie szlaki są bardzo dobrze oznaczone. No i mnóstwo ludzi na dwuśladach, aż miło popatrzeć na zapełnione parkingi rowerowe. 

 

 

Kalmar ładny. Chociaż bardzo turystyczny. Zbliżała się pora obiadowa, więc wstąpiliśmy na pizzę, potem zajechaliśmy na zamek i "obowiązkowo" zaliczyliśmy wesołe miasteczko. Zaraz potem udaliśmy się do portu na prom płynący na wyspę Öland. 

 

 

Po około 30 minutach byliśmy w  Färjestaden. Promy odpływają co godzinę i bez problemu przewożą dwuślady. Właściwie to głównie rowerzyści pływają, bowiem na most łączący ląd z wyspą nie można wjechać rowerem, także żeby się na nią dostać, trzeba przepłynąć. 

 

 

11.08.2013 r., niedziela             Möllstorp - Ramdala                   42 km

W nocy padało. Powoli przyzwyczajamy się do deszczu i dynamicznie zmieniającej się pogody. Ciemne chmury, ulewa, czasami grzmoty, a za chwilę słońce. Także chowamy się od deszczu, a między opadami jedziemy w kierunku północnym. 

 

 

 

Dzisiaj z powodu pogody wyjechaliśmy po 15. Kierowaliśmy się na Borgholm. 

 

 

Cały czas jechaliśmy szlakiem rowerowym. Nie można narzekać. Droga super. Nawierzchnia bez zarzutu, widoki naprawdę ładne.

 

 

Co chwilę mijamy wiatraki i to nie tylko te nowoczesne, ale również stare, zabytkowe, najczęściej dawno już nie działające.

 

12.08.2013 r., poniedziałek          Ramdala - Eskilslund                 45 km

Spaliśmy u bardzo sympatycznych starszych ludzi: Soni i Rolfa. 

 

 

Pogoda niby fajna, ale po przejechanych 10 km musieliśmy szukać schronienia, bo ni stąd ni zowąd na niebie pojawiły się burzowe chmury. I tak cały dzień. Trzykrotnie uciekaliśmy przed ulewą.

 

  

 Od Alböke ścieżka prowadziła wzdłuż wybrzeża. To zdecydowanie najładniejszy odcinek szwedzkiego szlaku jakim dotychczas jechaliśmy. Bardzo ładnie, ale i niesamowicie wietrznie - chociaż na szczęście jechaliśmy z wiatrem, a nie pod....

 

 

 

Rozbicie namiotu okazało się jednym z trudniejszych momentów dzisiejszego dnia. Po pierwsze wiatr, po drugie skaliste podłoże. Ale warto, bo miejsce naprawdę bardzo ładne.

 

 

13.08.2013 r., wtorek                 Eskilslund - Fagerum                61 km

Obudziliśmy się, a tu cisza - wiatr ustał. Słońce dość mocno grzało. Zapowiadała się ładna pogoda. Zjedliśmy śniadanie pod wiatrakiem i udaliśmy się w drogę. Szlak nadal biegł wzdłuż wybrzeża. 

 

 

I tak aż do "Ölands norra udde" - najbardziej wysuniętego na północ punktu wyspy.

 

 

Tam weszliśmy na latarnię, zjedliśmy przepyszne lody (z dummle) i dla odmiany zaczęliśmy kierować się na południe.

 

 

Po drodze ledwo uciekliśmy burzy. Na szczęście po dwóch godzinach wyszło słońce. Niestety, wszystko mokre dookoła. Nie był to najprzyjemniejszy wieczór.  Rozbijaliśmy się we mgle.

 

14.08.2013 r., środa                   Fagerum - Djurstad                     53 km


W nocy padało. Na szczęście rano chmury tylko straszyły, więc kierowaliśmy się do Löttorp. Potem jadąc wschodnią stroną wyspy dojechaliśmy w bardzo ładne miejsce.


W Vikegärd  zrobiliśmy dłuższy postój i niestety dogoniła nas burza. Uciekaliśmy jej jeszcze kilka kilometrów, ale w Lundeby musieliśmy się schować. Zajechaliśmy do garażu bardzo miłej pani, która dla naszej wygody przyniosła trzy krzesełka i koce. Przymusowy postój okazał się więc bardzo przyjemny. 


Po godzinie wyszło słonko, więc wyruszyliśmy w dalszą drogę. Dojechaliśmy do bardzo ładnego miejsca nad wodą i postanowiliśmy zostać tam do rana.

15.08.2013 r., czwartek            Djurstad - Färjestaden                63 km

Wspaniały poranek. Śniadanie nad wodą. 

 

 

Kąpiel w morzu. Można byłoby spędzić tam cały dzień. Naprawdę nie chciało się wyjeżdżać. 

 

 

Dzisiejsza droga była dość nudna. Płasko i żadnych atrakcji w postaci ciekawych widoków... Chwilami nie chciało się jechać. Zatrzymaliśmy się na kawę w  Karameller Café & Karamellkokeri w miejscowości Bredsättra. Kiedy weszliśmy do środka okazało się, że to fabryka - taka domowa - cukierków. Świetne miejsce. Bardzo pozytywne.

 

 

Późniejsza trasa niestety również nie zachwycała. Jakoś tak zwyczajnie. 

Rozbiliśmy się na campingu, bowiem jutro planujemy dzień wakacji. Chcemy zostawić rowery i autobusem pojechać do Ottenby. 

 

 

 

16.08.2013 r., piątek                 Färjestaden - Ottenby - Kalmar - Färjestaden 

Po śniadaniu udaliśmy się na autobus. Okazało się, że najbardziej opłacalne będzie dla nas kupienie dobowego, rodzinnego biletu

 

 

Najpierw udaliśmy się na południowy koniec wyspy. Naszym zdaniem widoki dużo ładniejsze, niż na krańcu północnym. Oczywiście weszliśmy na latarnię morską. 

 

 

Ponadto odwiedziliśmy niesamowite muzeum poświęcone ptakom. Na południu wyspy znajduje się siedziba organizacji zajmującej się ptakami. Filip był przeszczęśliwy. Poza tym zobaczyliśmy foki na brzegu morza - niecodzienny widok.

 

 

Z Ottenby pojechaliśmy do Kalmaru. Chcieliśmy przejechać się najdłuższym mostem w Szwecji (nie licząc Mostu  łączącego Kopenhagę i Malmö, bo on nie leży w całości na terenie Szwecji). Całkiem fajne wrażenie, zwłaszcza na wzniesieniu. Pochodziliśmy trochę po Kalmarze i wieczorem wróciliśmy do naszego namiotu.

 

17.08.2013 r., sobota                Färjestaden - Nybro                      40 km

O godz. 11.00 odpłynęliśmy z wyspy. Spędziliśmy na niej równo tydzień. 

 

 

 

W Kalmarze spędziliśmy jeszcze trochę czasu. Jak się okazało, Olga tak wspaniale sobie radzi , że mamy spory zapas czasu. Jest niesamowicie dzielna. Ani razu nie narzekała. Mało tego, jedzie na zwykłym rowerze, bez przerzutek i przez całą drogę wiezie na bagażniku swojego kotka [pluszowego].... :)

 

 

 A to dowód, że dla chcącego nic trudnego. 

Zostało trochę czasu do naszego promu i postanowiliśmy wracać do Karlskrony przez Nybro, aby zajechać tam do parku łosi.

 

 

Wyjazd z Kalmaru nie był żadnym problemem. Ścieżki rowerowe wspaniale oznaczone. Kierowaliśmy się na Smedby, Trekonten, St. Sigfrid i po 40 km byliśmy w Nybro. Do parku mieliśmy jeszcze kawałek, ale - tradycyjnie już - zatrzymała nas burza. Schowaliśmy się pod mostem i poczekaliśmy na słońce. Właściwie przestaliśmy się przejmować chmurami deszczowymi. One po prostu są z nami codziennie. Wiszą, gonią po niebie, a kiedy się kumulują, to chowamy się pod most, do garażu, pod wiatę czy gdziekolwiek. Jeszcze nie zmokliśmy ;)

 

 

18.08.2013 r., niedziela          Nybro - Göddabo                            51 km 

W nocy i rano padało. Ale wypadało się i rozpogodziło, więc mogliśmy schować namiot i ruszyć w poszukiwaniu łosi. 

 

 

Park niestety nie zrobił na nas spodziewanego wrażenia. Łosie to co prawa ładne i sympatyczne zwierzaki,  można było pokarmić młode, ale nawet Olga stwierdziła, że to przereklamowane miejsce. Bilety wstępu natomiast w zdecydowanie wygórowanej cenie. Będąc w okolicy może i warto zajechać, ale żeby specjalnie tam odbijać...jak dla nas niekoniecznie.

 

 

Szlaki rowerowe w tych okolicach przepiękne. Mnóstwo lasów. Dookoła rezerwaty przyrody. Co chwila sarny przebiegały nam drogę. No i niestety sporo kleszczy - trzeba uważać. Filip (i tylko on!) znalazł na sobie kilka.  Przez cały dzień minęło nas zaledwie kilka aut (jechaliśmy pobocznymi drogami). 

 

 

W Paryt pomyliliśmy drogi i odbiliśmy niepotrzebnie na Torsås. Na szczęście mieliśmy jeszcze sporo czasu, więc nie przejęliśmy się tym zbytnio - zwłaszcza, że trasa piękna!


 19.08.2013 r., poniedziałek         Göddabo - Biskopsberg             45 km

Nie chcemy się powtarzać, ale w nocy znowu padało. Na szczęście około 10-11  rozpogodziło się. W Szwecji chyba często tak bywa. Skończył nam się zapas kawy, więc w Torsås zajechaliśmy do cukierni-kawiarni. Bardzo się rozleniwiliśmy, bo do Karlskrony już tylko ok. 40 km, a prom mamy dopiero jutro o godz. 21.

 

 

Początkowo mieliśmy jechać przez Flyeryd, ale w Juanslycke odbiliśmy na Slötafly. Droga dłuższa, ale rewelacyjna. Olga miała nieco inne zdanie, bo teren okazał się bardzo pagórkowaty, zwłaszcza od Ulavasjömala. Dosłownie góra, dół, podjazd, zjazd. Biedaczka nie miała przerzutek i namęczyła się bardzo. Ale i tak była dzielna - tylko dwa razy zeszła z roweru, mówiąc przy tym w złości: "Nie będę już więcej tolerowała tych gór!!! Miało być płasko!" :D W nagrodę czekał ją zjazd, niczym w górach. Dobrych kilka kilometrów (2-3) z górki...

 

 

Rozbiliśmy się tego dnia wcześniej, niż zwykle. Zajechaliśmy nad bardzo ładny staw i tam spędziliśmy ostatnią noc w Szwecji.

 

 

20.08.2013 r., wtorek                Biskopsberg - Karlskrona - Gdynia       37 km

Postanowiliśmy się wyspać. Mieliśmy cały dzień, a do celu jakieś niecałe 20 km.

 

 

Zajechaliśmy do Karlskrony i pokręciliśmy się po miejscach, w których nie było nas dwa tygodnie temu. Urocza miejscowość. 

 

 

 

Mieliśmy czas i na jazdę, i na spacer, i na zakupy, i na obiad i na największe w życiu lody. 

 

 

Około 19.30 byliśmy w porcie. Tym razem na prom (Stena Line Spirit) wjechaliśmy niemal na początku. 

 

 

Podróż była bardzo spokojna.

 

 

Rano, około 7.30 dopłynęliśmy do Gdyni.

 

Na naszych licznikach 600 km, na twarzach uśmiechy, a w głowach pomysły na kolejne wspólne "trzyrowerowe" wyjazdy. 

 

5 komentarzy:

  1. Tack för fint kort, vi har tittat på er reseskildring från Öland mycke intressant, men tydligen en hel del regn. Mary o Sven-Erik Kristianopel.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tack för fint kort, vi har tittat på er reseskildring från Öland mycke intressant, men tydligen en hel del regn. Mary o Sven-Erik Kristianopel.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tack för fint kort, vi har tittat på er reseskildring från Öland mycke intressant, men tydligen en hel del regn. Mary o Sven-Erik Kristianopel.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tack för fint kort, vi har tittat på er reseskildring från Öland mycke intressant, men tydligen en hel del regn. Mary o Sven-Erik Kristianopel.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam...
    Wasza strona, opis tej wyprawy był dla mnie wielką pomocą co do wyboru trasy i kierunku mojej wyprawy właśnie do Olandii.
    Pozdrawiam serdecznie, już jako ten, który był, zobaczył i potwierdza... W Szwecji, na Olandii jest pięknie, a lody mniaaaammmmmm... ;)

    OdpowiedzUsuń