środa, 21 czerwca 2017

SUWALSZCZYZNA 2016




Majówka to dobry czas na rower. Wiem, wiem -  na rower jest zawsze dobry czas! Jednak weekend majowy ma to do siebie, że jest dłuższy niż każdy inny i można wykorzystać to na poznanie jakiegoś miejsca z perspektywy siodełka.

 

 Tym razem postanowiliśmy rozkoszować się pięknem Suwalszczyzny. Owa magiczna kraina jest mi bardzo dobrze znana i niesamowicie bliska sercu - to moje rodzinne strony. Zawsze zachwycam się dziką przyrodą, czystymi wodami, zalesionymi wzgórzami, cudownymi widokami, a przede wszystkim ciszą i spokojem, jakie tam panują. Zawsze też towarzyszą mi skrajne uczucia, kiedy tam jestem... z jednej strony cieszę się nieskazitelnością tego miejsca i czuję się wyjątkowo, że mam okazję doświadczać jego dobrodziejstw. Z drugiej strony, trochę mi smutno, że tak niedoceniana ta kraina.


  Na rowerach byliśmy zaledwie trzy dni i oczywiście nie zdołaliśmy przejechać całej Suwalszczyzny. Jest mnóstwo miejsce, które watro tam zobaczyć. My, z braku czasu, postanowiliśmy każdego dnia być w innej jej części: pierwszego dnia w Wigierskim Parku Narodowym, drugiego dnia w Puszczy Augustowskiej, trzeciego dnia w Suwalskim Parku Krajobrazowym.

  
W I G I E R S K I    P A R K    N A R O D O W Y

 

Trzydniowy wyjazd rowerowy rozpoczęliśmy od zasmakowania (dosłownie, ale o regionalnym jedzeniu później) jednego z największych parków narodowych w Polsce. Znamy go dobrze z wędrówek pieszych, albo "panoramicznych przejazdów" autem, ale aż głupio się przyznać, po raz pierwszy byliśmy tam rowerami.


Wybór Wigierskiego Parku na: "Dzień dobry Suwalszczyzno!" nie był przypadkowy. Teren jest dużo łatwiejszy niż w Suwalskim Parku Krajobrazowym, a my chcieliśmy się rozkręcić ;)


Wybraliśmy chyba najbardziej oczywisty wariant trasy - dookoła J. Wigry. Początek pętli - Stary Folwark. Parking pod Muzeum Wigier poza sezonem (a ten jeszcze tam się nie zaczął) bezpłatny, więc można spokojnie zostawić auto. Inny wariant to u ludzi na podwórku - "suwalczanie" są bardzo gościnni. W samych Wigrach nie polecamy, bowiem  tam pan parkingowy sezon rozpoczyna dużo szybciej!


Trasa przepiękna. Pola, łąki, lasy, mokradła, torfowiska. Mnóstwo zieleni, takiej budzącej się do życia i non stop koncert ptaków. Dlatego majówka to rewelacyjny czas na rower... latem, owszem ptaki też dają o sobie znać, ale nie z taką intensywnością i częstotliwością.


Na naszej trasie minęliśmy zaledwie kilka małych miejscowości, które zachwycały swoim klimatem. Oprócz nowych, tradycyjnych domów, można było spotkać w nich tzw. budownictwo ludowe, czyli potocznie zwane chałupy.  Wiele z nich naprawdę przepięknych. Do tego kapliczki, krzyże przydrożne, cmentarze.

 

Oczywiście będąc w Wigierskim Parku Narodowym nie można pominąć klasztoru Kamedułów - najbardziej znanego tam zabytku. Kościół jest malowniczo położony na wzgórzu, na wyspie, która kiedyś została połączona groblą z lądem. Można z niego podziwiać przepiękny widok na jezioro, lasy i całą okolicę.


Część trasy, którą jechaliśmy to Wschodni Szlak Rowerowy GreenVelo, który naprawdę (przynajmniej w tym rejonie) jest godny polecenia. Wiaty, ławeczki, stojaki na rowery, dobre oznaczenia, nawierzchnia też bez zarzutu. Miejscami naprawdę ciekawie poprowadzona i myślę, że ułatwiła nam pokonanie niektórych odcinków (np. wybudowana kładka nad mokradłami).


Ponadto jechaliśmy, przez jakiś czas, wzdłuż torów Wigierskiej Kolei Wąskotorowej (http://www.augustowska.pl/strona.php?id=172), która jest jedną z największych atrakcji Wigierskiego Parku Narodowego.

 


P U S Z C Z A    A U G U S T O W S K A

 

Dzień drugi postanowiliśmy spędzić w "jednym z największych kompleksów leśnych Polski" (jak to ładnie brzmi). Wczoraj również w nim byliśmy, ale dzisiaj zatoczyliśmy pętlę w okolicy Augustowa.

 

Na dwa kółka wsiedliśmy w Przewięzi, tuż za Augustowem. Auto bez problemu można zostawić na jednym z wielu parkingów leśnych. My tak uczyniliśmy. Samo miasto Augustów, z tego co się orientuję, ma płatne miejsca parkingowe, więc zupełnie się nie opłaca. Aczkolwiek zajechać tam trzeba.


My akurat mieliśmy okazję zobaczyć to miasto podczas innych wyjazdów, ale kto nie był, ten powinien zatrzymać się tam na dłuższą chwilę. Miasto jest bardzo ładnie położone - dookoła dziewięć jezior i Puszcza Augustowska....nic więcej nie trzeba chyba dodawać. Samo centrum też robi wrażenie - piękny rynek, deptak no i plaże.

 

Nasza trasa przebiegała wzdłuż dwóch jezior. Właściwie przez cały czas jechaliśmy w lesie. Spokój niesamowity, jedynie śpiew ptaków nieustannie nam towarzyszył.


Teren jest bardzo lekki. Niemalże cały czas płasko. Nawierzchnia też bez zarzutu.
Dzisiaj również mieliśmy okazję przez kilka kilometrów przejechać się GreenVelo. I dokładnie tak, jak wczoraj, możemy mówić o szlaku w samych superlatywach. A odcinek Augustów - Studzieniczna był mocno eksploatowany przez - najprawdopodobniej lokalnych - rowerzystów.

 

Studzieniczna to kolejny obowiązkowy punkt na naszej trasie. Znajduje się tam sanktuarium, ale niekoniecznie trzeba oddawać  kult religijny (maryjny). Studzieniczną otacza tak przepiękna przyroda, że każdy - bez względu na wyznanie -  jest w stanie się zachwycić. Jezioro, ponad stuletnie dęby, dziewicza natura Doliny Rozpudy..... brzmi magicznie? i tak jest!



Przecinając Kanał Augustowski można również napotkać śluzy wodne (łącznie aż 18, w tym po stronie Polski 14!!!) Taka ciekawostka (zwłaszcza dla dzieci): jak z poziomu 0,86 m można znaleźć się na 6,29 m. Dla mnie to niesamowite.


S U W A L S K I   P A R K   K R A J O B R A Z O W Y

Na ostatni dzień zostawiliśmy sobie Suwalski Park Krajobrazowy - to taka wisienka na torcie ;)
Miejsce jest tak malownicze, że będąc tam, ma się wrażenie, że jest się w jakieś baśniowej krainie (a nazwy miejscowości jedynie to potwierdzają, np. Poszeszupie, Kiekskiejmy, Burniszki, Ejszeryszki - pozdrowienia dla ich mieszkańców).


Śmiało można powiedzieć, że miejsce to należy do najpiękniejszych zakątków Polski!

 

Jeśli chodzi o trasy rowerowe, to nie ma ich za wiele (Wokół jeziora Hańcza, Na Górę Zamkową, Do Góry Cisowej oraz Doliną Czarnej Hańczy z Suwałk do Suwalskiego Parku Krajobrazowego), ale są naprawdę wymagające.


Teren jest bardzo różnorodny i pewnie znawcy geografii mogliby się tutaj wypowiedzieć, ale dla mnie po prostu rzeźba terenu wygląda tak: pagórki, pagórki, pagórki, a między mini jeziora, głazowiska, doliny.

 

Olga  miała naprawdę trudne zadanie, jeśli chodzi o teren. Fantastycznie sobie poradziła. Chociaż był to najkrótszy odcinek w przeciągu trzech dni, to jednak najbardziej wymagający.

 

Nasza dzielna rowerzystka, wprowadzając rower pod kolejną górkę, rzekła tylko : już wolę jechać 40-50 km po płaskim niż TO! :)


Jeśli chodzi o atrakcje, to samo patrzenie na krajobraz jest przyjemnością. Zabytków, jako takich, nie ma na tym terenie. Warto jednak zobaczyć: Jezioro Hańcza (najgłębsze w Polsce), rezerwat Głazowisko Bochanowo (łąka pokryta głazami -  ok. 10.000 szt., o obwodzie od 0,5 do 8 metrów), Góra Cisowa – „Suwalska Fudżijama” (256 m n.p.m.) - stanowi doskonały punkt widokowy na teren Parku, rozpościera się stąd rozległa panorama na liczne jeziora, łąki, torfowiska oraz wzniesienia, Smolniki z panoramą smolnicką (znajdują się tam dwa punkty widokowe: na „perłę” SPK – jezior Jaczno i „U Pana Tadeusza”, z którego roztacza się jeden z najpiękniejszych widoków Suwalszczyzny na jeziora o egzotycznych nazwach: Purwin, Kojle i Perty) i Góra Zamkowa (228,1 m n.p.m.) w Szurpiłach.


Nasza pętla miała swój początek w Przełomce. Auto zostawiliśmy u ludzi na podwórku. Ale w Błaskowiźnie czy Starej Hańczy są bezpłatne parkingi. Potem kierowaliśmy się na Smolniki. Cisowa Góra, Góra Zamkowa to dobrze znane nam miejsca, dlatego tym razem darowaliśmy sobie widoki z tych punków widokowych, a skręcaliśmy w polne drogi, których nie mieliśmy okazji przejechać do tej pory autem, czy pokonać pieszo. I nie żałujemy :)



  
Jak wspomniałam na początku, zasmakowaliśmy Suwalszczyzny i w przenośni, i w dosłownym  tego słowa znaczeniu.... Będą w tamtych rejonach Polski obowiązkowo trzeba skosztować regionalnych potraw: kartaczy, babki ziemniaczanej, soczewiaków - często serwowanych na tzn. talerzach (lub deskach) regionalnych,  a na deser obowiązkowo sękacz :)

P.S. Niestety, tym razem, aparat zostawiliśmy w domu.... na szczęście w dobie smartfonów udało nam się zrobić "jakieś pamiątkowe" zdjęcia telefonami....






 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz